Jesteśmy winnymi gałązkami, które mają wydać owoc. Często jednak skupiamy się na przyjemnej i łatwej stronie "bycia częścią winnego krzewu". A przecież, żeby krzew mógł wydać owoc musi być przycinany, a owoce winnego krzewu są po to, aby je spożyć, a nie aby były piękne. Nie zawsze spożywa się je w całości; często są wyciskane po to, aby powstał sok lub wino. I to jest ostateczne powołanie chrześcijanina, również moje powołanie. Pozwalać kształtować się Ogrodnikowi, aby owoc mojego życia, który jest upragniony przez mojego Ogrodnika nie był kwaśny i odrażający lecz słodki, smaczny, wspaniały, aromatyczny. Co się musi stać, aby wypowiedziane słowo zaistniało w moim życiu? No właśnie... wiele musi się stać! Aby świętość była porywająca musi być związana z codziennym życiem i bardzo widoczna w małych sprawach.
"Winorośl wymaga silnego cięcia. Cięcie konieczne jest dla prawidłowego wzrostu winogrona i obfitego owocowania." - taki początek wskazówek znalazłem ostatnio w jednej z dość starych książek o prowadzeniu winorośli. W przypowieści Jezus mówi: "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia" (J 15, 1), i wyjaśnia, że robotnik winnicy bierze nóż, obcina suche gałązki, a przycina te, które owocują, aby dawały więcej owoców. To powiązanie użyte przez Jezusa zostało zauważone przez papieża Benedykta XVI i wykorzystane w nauczaniu do narodu niemieckiego we wrześniu roku 2011. Zarówno wtedy jak i dziś nie przestaje być aktualne i zaskakuje swoją świeżością.
"Winorośl wymaga silnego cięcia. Cięcie konieczne jest dla prawidłowego wzrostu winogrona i obfitego owocowania." - taki początek wskazówek znalazłem ostatnio w jednej z dość starych książek o prowadzeniu winorośli. W przypowieści Jezus mówi: "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia" (J 15, 1), i wyjaśnia, że robotnik winnicy bierze nóż, obcina suche gałązki, a przycina te, które owocują, aby dawały więcej owoców. To powiązanie użyte przez Jezusa zostało zauważone przez papieża Benedykta XVI i wykorzystane w nauczaniu do narodu niemieckiego we wrześniu roku 2011. Zarówno wtedy jak i dziś nie przestaje być aktualne i zaskakuje swoją świeżością.
Zachęcam, naprawdę mocno - do przeczytania całości homilii z 22.09.2011 ze Stadionu Olimpijskiego w Berlinie.
A tutaj zapraszam do lektury fragmentu rozważania napisanego 2 lata temu ( lipiec 2012).
Jeden z moich wykładowców od biblistyki miał okazję kilka razy podróżować do Ziemi Świętej i studiować tam. Jednym z doświadczeń, które najbardziej wspominał była podróż do wioski na wzgórzu, gdzie znajdowało się bardzo wiele winnic. Gdy spacerował wśród nich zadziwiał się tym, co tam widział. Przyzwyczajony był bowiem do widoku krzewów winnych umocowanych w górze na żerdziach i drutach, które wspierały winne gałązki wysoko nad ziemią. Nie tak było w Izraelu. Tam stosowano starożytny zwyczaj palowania, by krzew winny nie położył się po ziemi. W naturalny sposób również latorośle leżały na ziemi
Gdyby
jednak pozostawiono krzew w takiej pozycji, prawdopodobnie nie byłoby
owocu.
Dlatego ogrodnicy w Izraelu mają
do wykonania dwa zadania: po
pierwsze podnoszą
krzew winny i jego gałązki
i podkładając
pod niego wielkie kamienie.
Po drugie regularnie
przycinają
gałązki,
ażeby
przynosiły
więcej
owocu. Zbadajmy
zatem, w jaki sposób te dwie czynności
odnoszą
się
do nas.
Z
duchowego punktu widzenia Jezus jest prawdziwym krzewem winnym,
łodygą,
która łączy
nas z korzeniem. On jest źródłem,
z którego rozpoczyna się
wszelki wzrost. Bez krzewu winnego nie ma żadnych
latorośli.
Żadna
latorośl
nie może
istnieć,
jeśli
nie jest wszczepiona w krzew winny.
Zadajmy
sobie teraz kilka pytań
i spróbujmy znaleźć
na nie odpowiedź.
Są
to pytania dotyczące
głębi
naszego życia,
naszego serca, a więc
wypada, abyśmy
przed Bogiem nie grali, nie udawali, tylko dali Jemu odpowiedź
serca, prawdziwą
odpowiedź.
Czy
trwam w Bogu? Czy trwam w Jezusie? Jaka więź
łączy
mnie z Jezusem dziś?
Skąd
czerpię
życiodajne
soki do mojej aktywności,
działania?
Czy widzę
moją
pracę,
moje zaangażowanie
w kontekście
całego
winnego krzewu, albo nawet winnicy, której jest częścią?
Jakich doświadczam
obaw, frustracji, napięć
związanych
z moją
aktywnością?
Czy czuję
się
cząstką
Kościoła,
czy raczej jestem outsiderem? Czy moje trwanie w Bogu owocuje w
codziennym życiu?
Jakie owoce przynosi moje życie?
Kiedyś
zostałem
ochrzczony, ale czy nadal chcę
trwać
w Winnym Krzewie – w Jezusie Chrystusie? Czy korzystam regularnie z sakramentu pokuty i pojednania? Czy ważne
jest dla mnie karmienie się
Ciałem
i Krwią
Chrystusa?
Nasz
tekst biblijny mówi bezpośrednio:
„Każdą
latorośl,
która We mnie nie przynosi owocu, odcina...” Najczęściej
spotykaną
interpretacją
jest ta, która mówi, że
ogrodnik po prostu odcina martwe latorośle.
Nie są
to wierzący
żywą
wiarą.
„Ten, kto we mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl
i uschnie.” - mówi Słowo
Boże.
Latorośle
nie mogły
wydawać
owoców, jeśli
były
zanurzone w błocie,
czy nawet w suchej ziemi. Nie ma sposobu, abyśmy
zanurzeni w brudzie mogli przynieść
owoc.
Ja
również
jestem tą
latoroślą,
która może
po samą
szyję
jest uwikłana,
ubrudzona jakimś
grzechem, naznaczona trudem i cierpieniem spowodowanym jakąś
słabością,
z którą
może
nie potrafię,
a być
może
nie chcę
sobie poradzić.
Jak wygląda
prawda o mnie jako o gałązce,
która może
co jakiś
czas nawet odnawia w sobie życie
Krzewu Winnego – spowiedź
raz na kilka miesięcy
– ale czy we mnie jest pragnienie tego, aby życie
Boże
we mnie pulsowało,
żeby
było
go tyle, żeby
rozlewało
się
na moich braci i moje siostry w wierze, kolegów i koleżanki
w szkole, w pracy, znajomych z osiedla, z mojej miejscowości?
Nie ma sposobu, abym zanurzony w brudzie mógł
przynieść
owoc. A przecież
tego owocu potrzebuje moja żona;
Bracie siostro! Owocu Twego życia
potrzebuje Twój mąż,
twoja mama i twój tato. Dobrych, błogosławionych
owoców twojego życia
potrzebują
Twoje dzieci. Dobrych owoców potrzebują
wszyscy, do których jesteśmy
posłani.
Ale przede wszystkim potrzebujemy my sami, aby budować
swoją
wiarę
i umacniać
swoją
nadzieję.
Nie
ma sposobu, abyśmy
zanurzeni w brudzie mogli przynieść
owoc., dlatego Pan nas podnosi. Kładzie
nas na kamień
– i to na kamień
węgielny,
którym jest Jezus Chrystus, abyśmy
mogli odtąd
owocować.
Grzech
rozumiany w świetle Ewangelii o krzewie winnym to nic innego jak samodzielne, na własne
żądanie
odcięcie
się
od Życiodajnego
Pnia po to, aby życia
szukać
gdzie indziej. Gdzie indziej życia
nie ma! Nie możemy
czekać
w nieskończoność
z rachunkiem sumienia, żalem
za grzechy i z mocnym postanowieniem poprawy. Ewangelia, którą
rozważamy
mówi jasno lecz w sposób bardzo zdecydowany o gałązkach,
które nie chcą
trwać
w winnym krzewie. Usychają,
a potem się
je spala. Czy chcemy uschnąć,
skoro do wyboru mamy trwanie w pniu pełnym
życiodajnej
siły?
Musimy
zdać
sobie sprawę,
że
niezależnie
od krzewu winnego nic sami nie jesteśmy
w stanie zrobić.
Jesteśmy
w Chrystusie, zostaliśmy
wszczepieni, ale jeśli
staramy się
działać
niezależnie
od Niego nie przyniesiemy owocu.
Dlaczego
latorośl
musi być
oczyszczona. Gdy rośnie
ona dziko, wtedy przeważają
na niej liście.
Może
wyglądać
całkiem
dobrze, ponieważ
liście
są
ładne,
i może
z pozoru wydawać
się
zdrowa. Ale to właśnie
one pobierają
z krzewu winnego jego soki, tak że
niewiele pozostaje dla winogron. Ostatecznie to liście
zakrywają
winogrona przed słońcem
i w ten sposób nigdy one w pełni
nie dojrzewają.
My
także
w swoim życiu
duchowym wiele sił
i energii zużywamy
na to, żeby
dobrze wyglądać.
Zużywamy
wtedy tę
energię,
która powinna być
przeznaczona na przyniesienie przez nas owoców. W chwili, gdy
skupiamy się
bardziej na tym jak wyglądamy
niż
na tym, jacy jesteśmy,
zasiewamy ziarna samozniszczenia. Skupiamy się
na człowieku
– na sobie, lub na innych, na których chcemy zrobić
dobre wrażenie,
a nie na Bogu. A przecież
początkiem
mądrości
jest Bojaźń
Pańska,
a nie lęk
i obawy przed ludźmi.
Nasz
Krzew Winny jest już
podniesiony, umiejscowiony na wielkich kamieniach, jak w starożytnych
czasach w Izraelu. Już
nie brudzi tego krzewu ziemia, a pędy
– latorośle
mają
możliwość
bujnego rozwijania się.
Ale pozostało
oczyszczenie i przycinanie krzewu. Krzew winny można
przyciąć
za wcześnie,
za późno,
za dużo,
lub za mało
– a nawet wcale. Rezultatem tego będzie
okaleczona roślina
oraz marne owoce. Krzew Winny uprawiany jest przez Ojca Niebieskiego.
Przycina, karci nas, dopuszcza na nas trudności,
cierpienie, ból, stratę,
abyśmy
przynosili więcej
owocu. Karcenie jednak nie jest karą.
Bóg nie kara nas za zrobienie czegoś
złego.
Dyscyplina, karcenie, zawsze ukierunkowana jest na przyszłość.
Czasem
my również
w naszym życiu
nie godzimy się,
żeby
Ogrodnik obchodził
się
z nami w taki a nie inny sposób. Naszemu Ojcu w niebie wypominamy,
że
żylibyśmy
może
inaczej gdybyśmy
wzrastali w innym ogrodzie (inna miejscowość,
inna rodzina, inna szkoła
inny zakład
pracy) lub gdybyśmy
byli inną
rośliną
(gdybyśmy
inaczej wyglądali,
mieli inne możliwości
fizyczne, psychiczne, gdybyśmy
byli lepiej usytuowani, bogatsi, lub gdyby przy naszym boku w życiu
szedł
inny człowiek). Wcielanie się
w rolę
Ogrodnika, pycha polegająca
na mówieniu Bogu o tym, co dla nas jest lepsze, według
naszego pomysłu
i naszej woli jest zachowaniem totalnie przeciwnym do postawy Maryi.
A Maryja, najbardziej doskonała
Służebnica
Pańska
powiedziała:
„Bądź
wola woja; oto ja służebnica
Pańska,
niech mi się
stanie według
Słowa
Twego.” To tylko ułuda
złego,
który nam próbuje wmówić, okłamuje
nas nieustannie, że
w innych warunkach, w innych okolicznościach
bylibyśmy
innymi ludźmi,
lepszymi. Żyjemy
tu i teraz i takimi, a nie innymi chce nas Bóg.
Dodatkowe cytaty z wypowiedzi papieża Benedykta do przeczytania i rozważenia
Myśląc
o tych błogosławionych
oraz o całym
zastępie
świętych
i błogosławionych,
możemy
zrozumieć,
co to znaczy żyć
jako gałązki
prawdziwego krzewu winnego - Chrystusa, i przynosić
wiele owoców. Ewangelia dzisiejsza uobecniła
nam ponownie obraz tej rośliny
bujnie pnącej
się
i będącej
symbolem siły
życiowej,
przenośni
służącej
ukazaniu piękna
i dynamizmu wspólnoty Jezusa z Jego uczniami i przyjaciółmi.
W przypowieści o winorośli Jezus nie mówi: "Ja jestem winoroślą", ale "Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami" (J 15, 5). Oznacza to: "Tak jak gałązki są złączone z krzewem winnym, tak i wy należycie do Mnie! Należąc do Mnie, należycie także nawzajem do siebie". A ta przynależność nawzajem do siebie i do Niego nie jest jakimś związkiem myślowym, wymyślonym czy symbolicznym, ale - że tak powiem - jest biologiczną, pełną życia przynależnością do Jezusa Chrystusa. Jest to Kościół, ta wspólnota życia z Nim i ze sobą nawzajem, która opiera się na chrzcie oraz jest przeżywana i pogłębiana za każdym razem w Eucharystii. "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym" - te słowa jednak w istocie znaczą: "Ja jestem wami, a wy jesteście Mną", czyli niesłychane utożsamienie się Pana z nami, z Jego Kościołem.
W przypowieści o winorośli Jezus nie mówi: "Ja jestem winoroślą", ale "Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami" (J 15, 5). Oznacza to: "Tak jak gałązki są złączone z krzewem winnym, tak i wy należycie do Mnie! Należąc do Mnie, należycie także nawzajem do siebie". A ta przynależność nawzajem do siebie i do Niego nie jest jakimś związkiem myślowym, wymyślonym czy symbolicznym, ale - że tak powiem - jest biologiczną, pełną życia przynależnością do Jezusa Chrystusa. Jest to Kościół, ta wspólnota życia z Nim i ze sobą nawzajem, która opiera się na chrzcie oraz jest przeżywana i pogłębiana za każdym razem w Eucharystii. "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym" - te słowa jednak w istocie znaczą: "Ja jestem wami, a wy jesteście Mną", czyli niesłychane utożsamienie się Pana z nami, z Jego Kościołem.
W
przypowieści
Jezus mówi:
"Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym,
który go uprawia" (J
15, 1), i
wyjaśnia,
że
robotnik winnicy bierze nóż,
obcina suche gałązki,
a przycina te, które owocują,
aby dawały
więcej
owoców.
Bóg
chce - używając
obrazu użytego
przez proroka Ezechiela, o którym słyszeliśmy
w pierwszym czytaniu - usunąć
z naszej piersi martwe serce z kamienia, aby dać
nam serce z ciała
(por.
Ez 36, 26). Chce
nam dać
nowe, potężne
życie.
Chrystus przybył,
aby powołać
grzeszników. To oni potrzebowali lekarza, nie zdrowi
(por. Łk
5, 31 nn.). I tak oto, jak mówi Sobór Watykański
II, Kościół
jest "powszechnym sakramentem zbawienia" (LG 48),
istniejącym
dla grzeszników, aby otwierać
im drogę
nawrócenia, uzdrowienia i życia.
To jest prawdziwa i wielka misja Kościoła,
powierzona mu przez Chrystusa.
Niektórzy, spoglądając na Kościół, zatrzymują się na jego aspekcie zewnętrznym. Kościół wówczas jawi się tylko jako jedna z wielu organizacji w społeczeństwie demokratycznym. Chce ono zatem oceniać i traktować zgodnie ze swymi normami i przepisami nawet rzeczywistość tak trudną do zrozumienia jak Kościół. Jeśli później dochodzi jeszcze bolesne doświadczenie, że w Kościele są ryby dobre i złe, pszenica i kąkol, i jeśli spojrzenie zatrzyma się na rzeczach negatywnych, wówczas już się nie dostrzega wielkiej i głębokiej tajemnicy Kościoła.
Niektórzy, spoglądając na Kościół, zatrzymują się na jego aspekcie zewnętrznym. Kościół wówczas jawi się tylko jako jedna z wielu organizacji w społeczeństwie demokratycznym. Chce ono zatem oceniać i traktować zgodnie ze swymi normami i przepisami nawet rzeczywistość tak trudną do zrozumienia jak Kościół. Jeśli później dochodzi jeszcze bolesne doświadczenie, że w Kościele są ryby dobre i złe, pszenica i kąkol, i jeśli spojrzenie zatrzyma się na rzeczach negatywnych, wówczas już się nie dostrzega wielkiej i głębokiej tajemnicy Kościoła.
A
zatem nie czerpie się
już
żadnej
radości
z faktu przynależności
do takiego krzewu winnego, jakim jest Kościół.
Szerzą
się
niezadowolenie i narzekania, jeśli
nie widać
urzeczywistnienia własnych
powierzchownych i błędnych
idei o Kościele
i własnych
"marzeń
o Kościele"!
Przestaje wówczas cieszyć
nawet radosny hymn: "Jestem wdzięczny
Panu, że
swą
łaską
wezwał
mnie do swego Kościoła",
który śpiewały
z przekonaniem całe
pokolenia katolików.
Pan
mówi dalej w swym nauczaniu: "Trwajcie
we Mnie, a Ja w was będę
trwał.
Podobnie jak latorośl
nie może
przynosić
owocu sama z siebie, jeśli
nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli
we Mnie trwać
nie będziecie.
(...) ponieważ
beze Mnie - można
by przetłumaczyć:
poza Mną
- nic nie możecie
uczynić"
(J 15, 4 nn.).
Każdy
z nas stoi w obliczu takiej decyzji. O tym, jak bardzo jest ona
poważna,
mówi nam Pan ponownie w swej przypowieści:
"Ten,
kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl
i uschnie. I zbiera się
ją,
i wrzuca do ognia, i płonie"
(J
15, 6). Święty
Augustyn zauważa
w związku
z tym: "Jedno z dwojga winnej latorośli
się
przynależy;
albo winny krzew lub ogień;
jeśli
[latorośl]
nie jest w winnym krzewie, będzie
w ogniu, aby więc
w ogniu nie była,
niech będzie
w winnym krzewie" ("Komentarz do Ewangelii św.
Jana" 81, 3 [PL 35, 1842]).
Wymagany
tutaj wybór uświadamia
nam w sposób naglący
egzystencjalne znaczenie naszej decyzji życiowej.
Jednocześnie
obraz krzewu winnego jest znakiem nadziei i ufności.
Sam
Chrystus poprzez Wcielenie przyszedł
na ten świat,
aby być
naszym fundamentem. W
każdej
biedzie i suszy jest On źródłem,
dającym
wodę
życia,
która nas karmi i umacnia. On sam bierze na siebie każdy
grzech, lęk
i cierpienie i ostatecznie oczyszcza i przemienia nas w tajemniczy
sposób w dobre wino.
Niekiedy
w owych chwilach biedy czujemy się
tak, jakbyśmy
dostali się
między
tłocznię,
niczym winogrona całkowicie
wytłoczone.
Wiemy
jednak, że
zjednoczeni z Chrystusem stajemy się
dojrzałym
winem. Bóg potrafi przemieniać
w miłość
także
to, co ciężkie
i przygniatające
w naszym życiu.
Ważne
jest trwanie w winorośli,
w Chrystusie.
W tym krótkim fragmencie Ewangelista
używa
słowa
"trwać"
ze dwanaście
razy. Owo
"trwanie w Chrystusie" kształtuje
całą
przypowieść.
W naszych czasach braku wytchnienia i dowolności,
w których tak wielu ludzi traci orientację
i równowagę,
w których wierność
miłości
w małżeństwie
i w przyjaźni
stała
się
tak krucha i krótkotrwała,
w których chcemy wołać
w naszej biedzie jak uczniowie z Emaus: "Zostań
z nami, Panie, gdyż
ma się
ku wieczorowi
(por. Łk
24, 29), tak, ciemność
jest wokół
nas!", zmartwychwstały
Pan daje nam miejsce schronienia, miejsce światła,
nadziei i zaufania, pokoju i bezpieczeństwa.
Gdy
susza i śmierć
zagrażają
gałązkom,
wówczas w Chrystusie jest przyszłość,
życie
i radość.
Trwanie
z Chrystusem oznacza,
jak już
widzieliśmy,
również
trwanie
z Kościołem.
Cała
wspólnota wierzących
jest mocno złączona
z Chrystusem, winnym krzewem. W Chrystusie my wszyscy jesteśmy
zjednoczeni. We
wspólnocie tej On nas dźwiga,
a jednocześnie
wszyscy członkowie
kolejno się
wspierają.
Wspólnie
przeciwstawiają
się
burzy i nawzajem dają
sobie ochronę.
Nie wierzymy osamotnieni, ale wierzymy z całym
Kościołem.
Wraz z Kościołem i w Kościele możemy głosić wszystkim, że Chrystus jest źródłem życia, że jest On obecny, że jest tą wielką Rzeczywistością, za którą tęsknimy. To On daje nam samego siebie. Ten, kto wierzy w Chrystusa, ma przed sobą przyszłość. Bóg nie chce bowiem jałowości, śmierci, bylejakości, które w końcu przemijają, ale chce rzeczy płodnych i żywych, życia w obfitości.”
Wraz z Kościołem i w Kościele możemy głosić wszystkim, że Chrystus jest źródłem życia, że jest On obecny, że jest tą wielką Rzeczywistością, za którą tęsknimy. To On daje nam samego siebie. Ten, kto wierzy w Chrystusa, ma przed sobą przyszłość. Bóg nie chce bowiem jałowości, śmierci, bylejakości, które w końcu przemijają, ale chce rzeczy płodnych i żywych, życia w obfitości.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz