niedziela, 20 lipca 2014

Żywot gałązki... czyli trwanie w Chrystusie albo wyrzucenie w ogień. Wybór należy do ciebie...











             Jesteśmy winnymi gałązkami, które mają wydać owoc. Często jednak skupiamy się na przyjemnej i łatwej stronie "bycia częścią winnego krzewu". A przecież, żeby krzew mógł wydać owoc musi być przycinany, a owoce winnego krzewu są po to, aby je spożyć, a nie aby były piękne. Nie zawsze spożywa się je w całości; często są wyciskane po to, aby powstał sok lub wino. I to jest ostateczne powołanie chrześcijanina, również moje powołanie. Pozwalać kształtować się Ogrodnikowi, aby owoc mojego życia, który jest upragniony przez mojego Ogrodnika nie był kwaśny i odrażający lecz słodki, smaczny, wspaniały, aromatyczny. Co się musi stać, aby wypowiedziane słowo zaistniało w moim życiu? No właśnie... wiele musi się stać! Aby świętość była porywająca musi być związana z codziennym życiem i bardzo widoczna w małych sprawach.


     "Winorośl wymaga silnego cięcia. Cięcie konieczne jest dla prawidłowego wzrostu winogrona i obfitego owocowania." - taki początek wskazówek znalazłem ostatnio w jednej z dość starych książek o prowadzeniu winorośli. W przypowieści Jezus mówi: "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia" (J 15, 1), i wyjaśnia, że robotnik winnicy bierze nóż, obcina suche gałązki, a przycina te, które owocują, aby dawały więcej owoców. To powiązanie użyte przez Jezusa zostało zauważone przez papieża Benedykta XVI i wykorzystane w nauczaniu do narodu niemieckiego we wrześniu roku 2011. Zarówno wtedy jak i dziś nie przestaje być aktualne i zaskakuje swoją świeżością.
            Zachęcam, naprawdę mocno - do przeczytania całości homilii z 22.09.2011 ze Stadionu Olimpijskiego w Berlinie.   
         A tutaj zapraszam do lektury fragmentu rozważania napisanego 2 lata temu ( lipiec 2012).

          Jeden z moich wykładowców od biblistyki miał okazję kilka razy podróżować do Ziemi Świętej i studiować tam. Jednym z doświadczeń, które najbardziej wspominał była podróż do wioski na wzgórzu, gdzie znajdowało się bardzo wiele winnic. Gdy spacerował wśród nich zadziwiał się tym, co tam widział. Przyzwyczajony był bowiem do widoku krzewów winnych umocowanych w górze na żerdziach i drutach, które wspierały winne gałązki wysoko nad ziemią. Nie tak było w Izraelu. Tam stosowano starożytny zwyczaj palowania, by krzew winny nie położył się po ziemi. W naturalny sposób również latorośle leżały na ziemi
Gdyby jednak pozostawiono krzew w takiej pozycji, prawdopodobnie nie byłoby owocu.       
           Dlatego ogrodnicy w Izraelu mają do wykonania dwa zadania: po pierwsze podnoszą krzew winny i jego gałązki i podkładając pod niego wielkie kamienie. Po drugie regularnie przycinają gałązki, ażeby przynosiły więcej owocu. Zbadajmy zatem, w jaki sposób te dwie czynności odnoszą się do nas. 
            Z duchowego punktu widzenia Jezus jest prawdziwym krzewem winnym, łodygą, która łączy nas z korzeniem. On jest źródłem, z którego rozpoczyna się wszelki wzrost. Bez krzewu winnego nie ma żadnych latorośli. Żadna latorośl nie może istnieć, jeśli nie jest wszczepiona w krzew winny. 

        Zadajmy sobie teraz kilka pytań i spróbujmy znaleźć na nie odpowiedź. Są to pytania dotyczące głębi naszego życia, naszego serca, a więc wypada, abyśmy przed Bogiem nie grali, nie udawali, tylko dali Jemu odpowiedź serca, prawdziwą odpowiedź.

Czy trwam w Bogu? Czy trwam w Jezusie? Jaka więź łączy mnie z Jezusem dziś? Skąd czerpię życiodajne soki do mojej aktywności, działania? Czy widzę moją pracę, moje zaangażowanie w kontekście całego winnego krzewu, albo nawet winnicy, której jest częścią? Jakich doświadczam obaw, frustracji, napięć związanych z moją aktywnością? Czy czuję się cząstką Kościoła, czy raczej jestem outsiderem? Czy moje trwanie w Bogu owocuje w codziennym życiu? Jakie owoce przynosi moje życie? Kiedyś zostałem ochrzczony, ale czy nadal chcę trwać w Winnym Krzewie – w Jezusie Chrystusie? Czy korzystam regularnie z sakramentu pokuty i pojednania? Czy ważne jest dla mnie karmienie się Ciałem i Krwią Chrystusa?
         Nasz tekst biblijny mówi bezpośrednio: „Każdą latorośl, która We mnie nie przynosi owocu, odcina...” Najczęściej spotykaną interpretacją jest ta, która mówi, że ogrodnik po prostu odcina martwe latorośle. Nie są to wierzący żywą wiarą. „Ten, kto we mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie.” - mówi Słowo Boże.
        Latorośle nie mogły wydawać owoców, jeśli były zanurzone w błocie, czy nawet w suchej ziemi. Nie ma sposobu, abyśmy zanurzeni w brudzie mogli przynieść owoc.
 
Ja również jestem tą latoroślą, która może po samą szyję jest uwikłana, ubrudzona jakimś grzechem, naznaczona trudem i cierpieniem spowodowanym jakąś słabością, z którą może nie potrafię, a być może nie chcę sobie poradzić. Jak wygląda prawda o mnie jako o gałązce, która może co jakiś czas nawet odnawia w sobie życie Krzewu Winnego – spowiedź raz na kilka miesięcy – ale czy we mnie jest pragnienie tego, aby życie Boże we mnie pulsowało, żeby było go tyle, żeby rozlewało się na moich braci i moje siostry w wierze, kolegów i koleżanki w szkole, w pracy, znajomych z osiedla, z mojej miejscowości? Nie ma sposobu, abym zanurzony w brudzie mógł przynieść owoc. A przecież tego owocu potrzebuje moja żona; Bracie siostro! Owocu Twego życia potrzebuje Twój mąż, twoja mama i twój tato. Dobrych, błogosławionych owoców twojego życia potrzebują Twoje dzieci. Dobrych owoców potrzebują wszyscy, do których jesteśmy posłani. Ale przede wszystkim potrzebujemy my sami, aby budować swoją wiarę i umacniać swoją nadzieję

 
      Nie ma sposobu, abyśmy zanurzeni w brudzie mogli przynieść owoc., dlatego Pan nas podnosi. Kładzie nas na kamień – i to na kamień węgielny, którym jest Jezus Chrystus, abyśmy mogli odtąd owocować
 
      Grzech rozumiany w świetle Ewangelii o krzewie winnym to nic innego jak samodzielne, na własne żądanie odcięcie się od Życiodajnego Pnia po to, aby życia szukać gdzie indziej. Gdzie indziej życia nie ma! Nie możemy czekać w nieskończoność z rachunkiem sumienia, żalem za grzechy i z mocnym postanowieniem poprawy. Ewangelia, którą rozważamy mówi jasno lecz w sposób bardzo zdecydowany o gałązkach, które nie chcą trwać w winnym krzewie. Usychają, a potem się je spala. Czy chcemy uschnąć, skoro do wyboru mamy trwanie w pniu pełnym życiodajnej siły?

 
           Musimy zdać sobie sprawę, że niezależnie od krzewu winnego nic sami nie jesteśmy w stanie zrobić. Jesteśmy w Chrystusie, zostaliśmy wszczepieni, ale jeśli staramy się działać niezależnie od Niego nie przyniesiemy owocu.
        Dlaczego latorośl musi być oczyszczona. Gdy rośnie ona dziko, wtedy przeważają na niej liście. Może wyglądać całkiem dobrze, ponieważ liście są ładne, i może z pozoru wydawać się zdrowa. Ale to właśnie one pobierają z krzewu winnego jego soki, tak że niewiele pozostaje dla winogron. Ostatecznie to liście zakrywają winogrona przed słońcem i w ten sposób nigdy one w pełni nie dojrzewają

              My także w swoim życiu duchowym wiele sił i energii zużywamy na to, żeby dobrze wyglądać. Zużywamy wtedy tę energię, która powinna być przeznaczona na przyniesienie przez nas owoców. W chwili, gdy skupiamy się bardziej na tym jak wyglądamy niż na tym, jacy jesteśmy, zasiewamy ziarna samozniszczenia. Skupiamy się na człowieku – na sobie, lub na innych, na których chcemy zrobić dobre wrażenie, a nie na Bogu. A przecież początkiem mądrości jest Bojaźń Pańska, a nie lęk i obawy przed ludźmi.

 
     Nasz Krzew Winny jest już podniesiony, umiejscowiony na wielkich kamieniach, jak w starożytnych czasach w Izraelu. Już nie brudzi tego krzewu ziemia, a pędy – latorośle mają możliwość bujnego rozwijania się. Ale pozostało oczyszczenie i przycinanie krzewu. Krzew winny można przyciąć za wcześnie, za późno, za dużo, lub za mało – a nawet wcale. Rezultatem tego będzie okaleczona roślina oraz marne owoce. Krzew Winny uprawiany jest przez Ojca Niebieskiego. Przycina, karci nas, dopuszcza na nas trudności, cierpienie, ból, stratę, abyśmy przynosili więcej owocu. Karcenie jednak nie jest karą. Bóg nie kara nas za zrobienie czegoś złego. Dyscyplina, karcenie, zawsze ukierunkowana jest na przyszłość

          
Czasem my również w naszym życiu nie godzimy się, żeby Ogrodnik obchodził się z nami w taki a nie inny sposób. Naszemu Ojcu w niebie wypominamy, że żylibyśmy może inaczej gdybyśmy wzrastali w innym ogrodzie (inna miejscowość, inna rodzina, inna szkoła inny zakład pracy) lub gdybyśmy byli inną rośliną (gdybyśmy inaczej wyglądali, mieli inne możliwości fizyczne, psychiczne, gdybyśmy byli lepiej usytuowani, bogatsi, lub gdyby przy naszym boku w życiu szedł inny człowiek). Wcielanie się w rolę Ogrodnika, pycha polegająca na mówieniu Bogu o tym, co dla nas jest lepsze, według naszego pomysłu i naszej woli jest zachowaniem totalnie przeciwnym do postawy Maryi. A Maryja, najbardziej doskonała Służebnica Pańska powiedziała: „Bądź wola woja; oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego.” To tylko ułuda złego, który nam próbuje wmówić, okłamuje nas nieustannie, że w innych warunkach, w innych okolicznościach bylibyśmy innymi ludźmi, lepszymi. Żyjemy tu i teraz i takimi, a nie innymi chce nas Bóg. 

Dodatkowe cytaty z wypowiedzi papieża Benedykta do przeczytania i rozważenia 

         Myśląc o tych błogosławionych oraz o całym zastępie świętych i błogosławionych, możemy zrozumieć, co to znaczy żyć jako gałązki prawdziwego krzewu winnego - Chrystusa, i przynosić wiele owoców. Ewangelia dzisiejsza uobecniła nam ponownie obraz tej rośliny bujnie pnącej się i będącej symbolem siły życiowej, przenośni służącej ukazaniu piękna i dynamizmu wspólnoty Jezusa z Jego uczniami i przyjaciółmi.
          
W przypowieści o winorośli Jezus nie mówi: "Ja jestem winoroślą", ale "Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami" (J 15, 5). Oznacza to: "Tak jak gałązki są złączone z krzewem winnym, tak i wy należycie do Mnie! Należąc do Mnie, należycie także nawzajem do siebie". A ta przynależność nawzajem do siebie i do Niego nie jest jakimś związkiem myślowym, wymyślonym czy symbolicznym, ale - że tak powiem - jest biologiczną, pełną życia przynależnością do Jezusa Chrystusa. Jest to Kościół, ta wspólnota życia z Nim i ze sobą nawzajem, która opiera się na chrzcie oraz jest przeżywana i pogłębiana za każdym razem w Eucharystii. "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym" - te słowa jednak w istocie znaczą: "Ja jestem wami, a wy jesteście Mną", czyli niesłychane utożsamienie się Pana z nami, z Jego Kościołem.

          W przypowieści Jezus mówi: "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia" (J 15, 1), i wyjaśnia, że robotnik winnicy bierze nóż, obcina suche gałązki, a przycina te, które owocują, aby dawały więcej owoców. Bóg chce - używając obrazu użytego przez proroka Ezechiela, o którym słyszeliśmy w pierwszym czytaniu - usunąć z naszej piersi martwe serce z kamienia, aby dać nam serce z ciała (por. Ez 36, 26). Chce nam dać nowe, potężne życie. Chrystus przybył, aby powołać grzeszników. To oni potrzebowali lekarza, nie zdrowi (por. Łk 5, 31 nn.). I tak oto, jak mówi Sobór Watykański II, Kościół jest "powszechnym sakramentem zbawienia" (LG 48), istniejącym dla grzeszników, aby otwierać im drogę nawrócenia, uzdrowienia i życia. To jest prawdziwa i wielka misja Kościoła, powierzona mu przez Chrystusa.
          Niektórzy, spogl
ądając na Kościół, zatrzymują się na jego aspekcie zewnętrznym. Kościół wówczas jawi się tylko jako jedna z wielu organizacji w społeczeństwie demokratycznym. Chce ono zatem oceniać i traktować zgodnie ze swymi normami i przepisami nawet rzeczywistość tak trudną do zrozumienia jak Kościół. Jeśli później dochodzi jeszcze bolesne doświadczenie, że w Kościele są ryby dobre i złe, pszenica i kąkol, i jeśli spojrzenie zatrzyma się na rzeczach negatywnych, wówczas już się nie dostrzega wielkiej i głębokiej tajemnicy Kościoła.
A zatem nie czerpie się już żadnej radości z faktu przynależności do takiego krzewu winnego, jakim jest Kościół. Szerzą się niezadowolenie i narzekania, jeśli nie widać urzeczywistnienia własnych powierzchownych i błędnych idei o Kościele i własnych "marzeń o Kościele"! Przestaje wówczas cieszyć nawet radosny hymn: "Jestem wdzięczny Panu, że swą łaską wezwał mnie do swego Kościoła", który śpiewały z przekonaniem całe pokolenia katolików.

          Pan mówi dalej w swym nauczaniu: "Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwał. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. (...) ponieważ beze Mnie - można by przetłumaczyć: poza Mną - nic nie możecie uczynić" (J 15, 4 nn.).
Każdy z nas stoi w obliczu takiej decyzji. O tym, jak bardzo jest ona poważna, mówi nam Pan ponownie w swej przypowieści: "Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie" (J 15, 6). Święty Augustyn zauważa w związku z tym: "Jedno z dwojga winnej latorośli się przynależy; albo winny krzew lub ogień; jeśli [latorośl] nie jest w winnym krzewie, będzie w ogniu, aby więc w ogniu nie była, niech będzie w winnym krzewie" ("Komentarz do Ewangelii św. Jana" 81, 3 [PL 35, 1842]).

           Wymagany tutaj wybór uświadamia nam w sposób naglący egzystencjalne znaczenie naszej decyzji życiowej. Jednocześnie obraz krzewu winnego jest znakiem nadziei i ufności. Sam Chrystus poprzez Wcielenie przyszedł na ten świat, aby być naszym fundamentem. W każdej biedzie i suszy jest On źródłem, dającym wodę życia, która nas karmi i umacnia. On sam bierze na siebie każdy grzech, lęk i cierpienie i ostatecznie oczyszcza i przemienia nas w tajemniczy sposób w dobre wino. Niekiedy w owych chwilach biedy czujemy się tak, jakbyśmy dostali się między tłocznię, niczym winogrona całkowicie wytłoczone. Wiemy jednak, że zjednoczeni z Chrystusem stajemy się dojrzałym winem. Bóg potrafi przemieniać w miłość także to, co ciężkie i przygniatające w naszym życiu. Ważne jest trwanie w winorośli, w Chrystusie. W tym krótkim fragmencie Ewangelista używa słowa "trwać" ze dwanaście razy. Owo "trwanie w Chrystusie" kształtuje całą przypowieść. W naszych czasach braku wytchnienia i dowolności, w których tak wielu ludzi traci orientację i równowagę, w których wierność miłości w małżeństwie i w przyjaźni stała się tak krucha i krótkotrwała, w których chcemy wołać w naszej biedzie jak uczniowie z Emaus: "Zostań z nami, Panie, gdyż ma się ku wieczorowi (por. Łk 24, 29), tak, ciemność jest wokół nas!", zmartwychwstały Pan daje nam miejsce schronienia, miejsce światła, nadziei i zaufania, pokoju i bezpieczeństwa. Gdy susza i śmierć zagrażają gałązkom, wówczas w Chrystusie jest przyszłość, życie i radość.

           Trwanie z Chrystusem oznacza, jak już widzieliśmy, również trwanie z Kościołem. Cała wspólnota wierzących jest mocno złączona z Chrystusem, winnym krzewem. W Chrystusie my wszyscy jesteśmy zjednoczeni. We wspólnocie tej On nas dźwiga, a jednocześnie wszyscy członkowie kolejno się wspierają. Wspólnie przeciwstawiają się burzy i nawzajem dają sobie ochronę. Nie wierzymy osamotnieni, ale wierzymy z całym Kościołem.
           Wraz z Ko
ściołem i w Kościele możemy głosić wszystkim, że Chrystus jest źródłem życia, że jest On obecny, że jest tą wielką Rzeczywistością, za którą tęsknimy. To On daje nam samego siebie. Ten, kto wierzy w Chrystusa, ma przed sobą przyszłość. Bóg nie chce bowiem jałowości, śmierci, bylejakości, które w końcu przemijają, ale chce rzeczy płodnych i żywych, życia w obfitości.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz